WATAHY Mission Possible
No i poszła wilków WATAHA sobie na wycieczkę pieszą z Panem Wychowawcą w górki, a co... Pod znakiem pytań bez odpowiedzi – tych z rodzaju: A daleko jeszcze? A kiedy koniec? A za ile będziemy? Trasa wiodła pociągiem [dla niektórych prawie pierwszy raz] do Barda Śląskiego, a stamtąd już tylko w góry i lasy. Spacerek na Obryw Skalny, po czym wejście na Górską Kaplicę na Górze Kalwarii, stamtąd tuptaliśmy szlakiem niebieskim na Przełęcz Łaszczową, gdzie ognisko i kiełbaski dopełniły odpoczynku. Zaraz po relaksacjach obraliśmy kierunek Kłodzka Góra, ale uwaga - po drodze jej wredna koleżanka – Ostra Góra, która zapracowała na swą nazwę potem i łzami tych co to się odważyli na nią wspiąć, a MY twardo stawiliśmy jej czoła. Po dotarciu do celu, na Kłodzkiej Górze musowo wspinaczka i huralne wycie WATAHY zdobywającej 35 metrowego metalowego kolosa rozległo się nad lasami, wybaczcie zwierzęta, ale ciężko się było powstrzymać. To był punkt docelowy, którego osiągnięcie wyznaczyło nam azymut na Kukułkę i tym samym na Kłodzko. A jak już iść żółtym szlakiem, to nie wypadało nie zahaczyć o Wieżę Widokową na Szyndzielni, a jak...i tak całym składem dotarliśmy do stolicy powiatu. A złotem dla zuchwałych były lody w Kawiarni "Caffe Perfetto” [dziękujemy Panu Marcinowi i Pani Agacie za cichy suport w misji specjalnej], którymi racząc się wspominaliśmy wyprawę. Tym samym reasumując, dzięki przecudownej Pani Kasi za Alfowanie na misji, dzięki temu WATAHA zapięła dziś dystans 20 km w czasie 7 h, za co ja jestem im wdzięczny niezmiernie, a duma z WILCZKÓW rozsadza mnie pisząc te oto słowa!!! BRAWO WY – jesteście jedyni w swoim rodzaju, i za to moja wielka do WAS.